Kilka miesięcy temu dowiedzialem się od mojego pracodawcy, że zamyka tę część biznesu, w której pracuję i żebym (bez pośpiechu) szukał sobie nowego zajęcia. Pomyślałem, że podzielę się refleksjami. Dla tych, którzy mnie nie znają - jestem raczej doświadczonym menedżerem informatyki, szukałem ofert raczej z wyższej półki. Moje centrum życiowe ulokowane jest w Trójmieście i podoba mi się tutaj. Wieczór z rodziną daje mi dużo więcej frajdy niż jakieś cyferki na koncie bankowym, więc szykowałem się na dłuższe poszukiwanie.
1. Poważne firmy ogłaszają wszystkie swoje stanowiska, w tym te najwyższe, na swoich stronach WWW. Warto sie zarejestrować, zamówić profilowany newsletter (jeśli jest taka możliwość) i nowe oferty wpadają od razu do skrzynki. Można oczywiście również zaprenumerować newsletter z portali typu praca.pl czy pracuj.pl, ale tam trudniej o stanowiska z wyższej półki.
2. Wakacje to bardzo słaby okres na szukanie roboty. Ofert jest zdecydowanie mniej, a procesy rekrutacyjne toczą się leniwie: jak HR-owiec akurat jest w robocie, to menedżer wyjechał, a potem odwrotnie.
3. 90% ciekawej roboty dla informatyków to trzy ośrodki: Warszawa, Kraków i Wrocław. Jeśli ktoś z góry skreśla Kraków i Wrocław (bo za daleko), a i na Warszawę patrzy niechętnie, to zostaje z 10% tego, co jest.
4. Z tych 10% jakieś 90% to stanowiska techniczne. Developerzy wszelkiej maści, administratorzy, analitycy, z rzadka project manager (a jak już, to mało ciekawa firma albo 'junior'). Jeśli ktoś ma kompetencje techniczne, to w Trójmieście stale otwarte jest jakieś... 400 stanowisk, podobnie w Katowicach, Łodzi czy Poznaniu. We Wrocławiu, Warszawie i Krakowie pewnie ponad tysiąc. Znalezienie roboty to kwestia dni, jeśli nie godzin. Nie zazdroszczę pracodawcom, którzy muszą zatrudnić człowieka w rozsądnym czasie, za rozsądne pieniądze i z rozsądnymi kwalifikacjami...
5. Inaczej to wygląda jak celuje się wyżej. Ofert jest niewiele, rekrutacje długie i trudne. Żeby było jasne: uwielbiam trudne rekrutacje, dają mi poczucie, że cenią to stanowisko, więc starannie weryfikują kandydatów. Satysfakcja z wygranej jest tym większa. Często jest tak, że nawet jak nie dostanie się danego stanowiska, to firma wraca później z inną, nie mniej ciekawą ofertą.
6. Zmieniłem opinię o headhunterach. Z kilkunastu, którzy się ze mną kontaktowali, jeden (słownie: jeden) był sensowny i rzeczywiście szukał czegoś dla mnie. Reszta idzie na masówkę i szybkie "zamknięcie projektu". Generalnie - jak przyjdzie mi kogoś zatrudniać (a spodziewam się szybko), headhunterów będę ich omijał szerokim łukiem.
7. Jeśli ktoś bierze pod uwagę przeprowadzkę - polecam raczej Zachodnią Europę albo Zatokę Perską. Czas dojazdu do np. Londynu jest taki sam jak do Warszawy, a możliwości większe i płacą tak ze cztery razy więcej.
Najbardziej efektywnymi kanałami okazały się: strony poszczególnych firm, LinkedIn, portale z ofertami pracy; najmniej efektywne - wspomniani już łowcy głów.
No Comments Yet
Let us know what you think